Obrazki z powodzi stulecia
W sierpniu 1854 r. Wrocław nawiedziła największa powódź XIX stulecia. Kataklizm miał o wiele szerszy zakres niż słynna powódź w 1903 r. oraz ta, którą przeżyło nasze pokolenie w 1997 r. A jednak wydarzenie to jest mało znane. Przyjrzyjmy zatem mu się nieco bliżej.
Wszystkiemu była winna pogoda. Lato tego roku obfitowało na Śląsku w burze oraz utrzymujące się przez dłuższy czas ulewy. Już same opady, które występowały w okolicach Wrocławia od nocy 17 sierpnia 1854 r. przez kilka dni, przyniosły podtopienie najbliższych okolic miasta, ale także kilku ważnych obiektów na w centrum. Pod wodą znalazły się częściowo dworce Świebodzki i Dolnośląsko-Marchijski, a także stajnie koszar kirasjerów przy Podwalu (obecnie Prokuratura Rejonowa dla Wrocławia-Fabrycznej). Linia kolei Dolnośląsko-Marchijskiej zalana była aż do Muchoboru Wielkiego! Uszkodzeniu uległa także skarpa Bastionu Ceglarskiego (Wzgórza Polskiego), grożąc jej zawaleniem. Prócz ulewy szalał porywisty dach, który przewracał kominy, zrywał dachówki oraz tynki z budynków. Przerwana została ponadto komunikacja kolejowa z Górnym Śląskiem, gdzie ofiarami podmycia stały się mosty oraz nasypy kolejowe.
Właśnie woda, która najpierw poczyniła szkody na Górnym Śląsku zbliżała się do stolicy prowincji. Poziom wody w Odrze drastycznie zaczął się podnosić. Fala powodziowa na Odrze została wzmocniona tą z Nysy (Kłodzkiej). „Sposób, w jaki jedna fala przeskakuje wzburzona przez drugą, biała piana, która pokrywa całą powierzchnię wody niczym śmietankowa polewa, a następnie formuje się w żółte czapy piany, które żeglują jak małe statki, wszystko to stanowi zwiastun, że masy wody wciąż jeszcze się podnoszą. I rzeczywiście, z wielu miejsc w Masywie Śnieżnika [dosł. aus mehrerer Orten des glatzer Gebirges], a także z Górnego Śląska, otrzymujemy alarmujące wiadomości, że wody wezbrały tam jak nigdy dotąd i że grożą nam jeszcze większą katastrofą niż ta, która już się wydarzyła„ – ostrzegała gazeta „Breslauer Zeitung”.
Rankiem 22 sierpnia zanotowano na Odrze w Brzegu poziom wody w wysokości 19 stóp, a najwyższy dotąd znany poziom wynosił w 1831 r. 18 stóp. Stolica Śląska musiała się zmierzyć z jedną z największych katastrof naturalnych w swojej historii. Popularne kąpielisko rzeczne Kallenbacha urządzone przy Wyspie Tamce porwał wzburzony nurt Odry. Świeżo naprawione nabrzeże Kępy Mieszczańskiej przy moście Krótkim (poprzednik mostu Uniwersyteckiego, na przedłużeniu obecnej ul. Więziennej) zostało zalane i osunęło się, tworząc wyrwę, którą nakryto prowizorycznie długim belkowaniem, by utrzymać ruch pieszych. Okolice Wrocławia – szczególnie te położone na prawym brzegu Odry – znalazły się częściowo bądź w całości pod wodą. Kleczków przeistoczył się zupełnie w wyspę, dostępną jedynie za pomocą łodzi. „Cały olbrzymi obszar pomiędzy Przedmieściem Odrzańskim (Nadodrzem) a Osobowicami jest falującym jeziorem. Podobnie jest pomiędzy Przedmieściem Mikołajskim a Popowicami” – relacjonował dziennikarz. Pod wodą znalazła się Berliner Chaussee (ul. Legnicka). Z pastwiska Viehweide znajdującego się na terenie Szczepina woda spływała strumieniami przez ulice Długą oraz Krótką (czyli obecną Zachodnią). Teren budowy mostu Kolei Poznańskiej został niemal doszczętnie zrujnowany.
Równie źle wyglądała sytuacja na wschodzie miasta: w Rakowcu, Siedlcu, Dąbiu, Szczytnikach itd. Z brzegów wystąpiły Ślęza, Bystrzyca i Widawa, zalewając okoliczne pola uprawne. Stan wody w Widawie był wysoki jak nigdy, takiego poziomu nie pamiętali nawet najstarsi, 70-letni mieszkańcy Świniar. „Rzeka Widawa wyszukała sobie nowe koryto i płynie w szaleńczym tempie wzdłuż drogi pomiędzy Świniarami a dworem w Widawie [czyli pałacem Stolbergów], zostawiwszy most kolejowy z prawej” – donosiła „Breslauer Zeitung”. Uraz i inne miejscowości na północ od Wrocławia były odcięte od świata. Woda podchodziła coraz bliżej centrum.
Nad wzburzoną Odrą prowadzono gorączkowe akcje zabezpieczające. Mosty Piaskowy i Tumski (drewniani poprzednicy obecnych przepraw) zostały zamknięte dla ruchu kołowego. Pozostawiono jedynie wąskie przejścia dla pieszych. Nabrzeża umocniono faszynami (wiklinowymi zaporami). Policjanci oraz setki robotników czekali w gotowości, by usuwać ewentualne uszkodzenia umocnień. Na szczycie Wzgórza Ceglarskiego setki gapiów podziwiało „przerażająco piękne widowisko”. Odraki, czyli barki rzeczne, znajdowały się na tym samym poziomie, co plac rozładunkowy (obecny pl. Polski), a ich dzioby „wznosiły się znacznie ponad spacerującymi przed nimi masami ludzkimi” – przedstawiała gazeta.
Kanały i rynsztoki zapełniły się wodą, która zaczęła zalewać ulice – m.in. ul. Szeroką, czyli obecną ul. J.E. Purkyniego. Strumień płynął przez Bramę Cesarską w gmachu Uniwersytetu, zalała została Matthiasstraße, czyli obecne ul. B. Drobnera i Jedności Narodowej. Dojście do budynków możliwe było tylko za pomocą układanych na wysokich kozłach drewnianych pomostów. Świadkowie spoglądający z Rosenthalerstraße (ul. Pomorska) na północ widzieli w zasadzie jedno wielkie rozlewisko, z którego wystawały wierzchołki drzew, kominy fabryk w Rożance, a w oddali wzgórza Trzebnickie. „Czerwone kominy cukrowni wznoszą się w górę ku błękitnemu niebu niczym pozbawione takielunku maszty wielkiego okrętu wojennego” – snuł poetyckie metafory dziennikarz „Breslauer Zeitung”. Trudno było uwierzyć oczom, gdy na horyzoncie ukazał się biały żagiel jednej z odrzańskich barek, która pływała po terenie znajdującego się już pod wodą Kleczkowa, ratując ludzi i ich dobytek.
Prawie całe Przedmieście Odrzańskie znalazło się pod wodą. Zalaniu uległa m.in. Kępa Strzelecka wraz ze strzelnicą, placem turniejowym i popularnym ogrodem Schießwerdergarten, a także niedawno (w 1852 r.) zbudowany przytułek fundacji Claassena nieopodal rogatki Trzebnickiej (w miejscu obecnego szpitala MSWiA) wraz ze starannie urządzonym ogrodem. Powódź dotknęła także część Ostrowa Tumskiego, ogród zimowy (Wintergarten) przy ul. Szczytnickiej czy okolice ogrodu ludowego (Volksgarten) przy ul. Nowowiejskiej. Tan ostatni wyszedł jednak z kataklizmu bez większego szwanku.
Woda niemal całkowicie wypełniła fosę, tak że promenada ledwo wystawała ponad powierzchnią. Co ciekawe, woda w fosie wewnętrznej (biegnącej w miejscu obecnej trasy W-Z) nie wystąpiła z brzegów, ale kładka św. Doroty znajdująca się na przedłużeniu ul. św. Doroty została zamknięta. Woda wystąpiła z Mysiego Stawu przy Podwalu (w miejscu budynku Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Fabrycznej przy obecnej ul. Muzealnej) i zalała najbliższe okolice
Wieczorem tego dnia uszkodzone nabrzeże przy moście Krótkim, po stronie Kępy Mieszczańskiej, obsuwało się dalej. Funkcjonariusze musieli siłą usuwać tłumy gapiów z zagrożonego zawaleniem wału. Służby gorączkowo przywoziły faszyny oraz kamienie, by zabezpieczyć newralgiczne miejsca. Po drugiej stronie mostu – przy Uniwersytecie – zaczęto nawozić ziemię, by móc w razie zerwania mostu zaczopować biegnący przezeń gazociąg prowadzący na prawy brzeg Odry – na Przedmieście Odrzańskie. Ten środek zaradczy miał ocalić resztę miasta przed całkowitą utratą oświetlenia ulicznego. „Niech tej nocy wszechmogąca ręka Boska czuwa nad naszym miastem!” – kończył relację dziennikarz.
Obroniono mosty oraz nabrzeża w centrum, ale niebezpieczeństwo nie mijało. Kolejnego dnia (23.08.) poziom wody był jeszcze wyższy. W górnym biegu Odry zanotowano 24 stopy i 3 cale (ponad 750 cm), a w dolnym 17 stóp i 8 cali (ponad 550 cm). Poziom był zatem zbliżony do powodzi w 1831 oraz 1845 r., ale pod wodą znalazł się o wiele większy obszar. Odra, jej liczne ramiona wraz z dopływami (Widawą czy Oławą) tworzyły jeden olbrzymi nurt. Dla porównania na wodowskazie w Trestnie poziom Odry 12 lipca 1997 r. wynosił 724 cm, a 19 września 2024 r. 644 cm.
Zdecydowanie najtrudniejsza sytuacja była w rejonach położonych po wschodniej stronie miasta. W odciętym od świata Rakowcu budynki zalane były do pierwszego piętra. Mieszkańcy okolic obecnej ul. Traugutta opuścili swoje mieszkania. Na terenie Przedmieścia Oławskiego żołnierze zabezpieczali szosę Oławską (obecną ul. Krakowską) przed przerwaniem przed podchodzącą z rzeki Oławy wodę.
Zatopieniu uległy wyspy Słodowa i Bielarska, częściowo także Kępa Mieszczańska. Woda wdarła się również do Biblioteki Uniwersyteckiej na Wyspie Piaskowej. W wyniku pęknięcia wałów zalaniu uległ cały obszar rozciągający się na terenie Dąbia i Szczytnik. Na ratunek uszkodzonym wałom ruszyło wojsko. 900 żołnierzy wzniosło szańce, które początkowo zatamowały wyciek. Niestety nowe masy wody zniszczyły zaporę. Pod wodą znalazł się m.in. tor wyścigów konnych (w miejscu obecnej Hali Stulecia). Ze Szczytnik można było dopłynąć łodzią w pobliże pl. Katedralnego. Zarówno katedra, jak i ogród botaniczny znalazły się w bezpośrednim zagrożeniu. Niestety nocą 24 sierpnia woda przedostała się do ogrodu botanicznego, zalewając m.in. szklarnie z wartościowymi roślinami. Drewniany most Tumski uległ uszkodzeniu. Stojący na samym brzegu Odry na Wyspie Piaskowej pałac Renarda, czyli dawny dom własny architekta Karla Ferdinanda Langhansa także doznał szkód, po tym jak woda podmyła nabrzeże. Budynek został ewakuowany, a wyposażenie wyniesione, gdyż obawiano się zawalenia budynku. Okazało się to jednak zbyteczne. W ocenie rzeczoznawców nie było realnej groźby katastrofy. Z oczywistych względów kataklizm dotknął również zakłady przemysłowe. Wiele z nich zostało zalanych. Te napędzane siłą wody i tak należało wyłączyć z użytku.
Nie obyło się bez ofiar w ludziach. Gazeta „Breslauer Zeitung” donosiła 24 sierpnia: „Dziś o wpół do dwunastej w południe tuż przed mostem Piaskowym mężczyzna wpadł do przerażająco wysoko wezbranych wód Odry; musiał być dobrym pływakiem, ponieważ utrzymał się na powierzchni, dopóki nie porwał go prąd Jazu św. Macieja [przy Wyspie Tamce] i dopiero wówczas zniknął w falach. Według doniesień był on czeladnikiem stolarskim o imieniu Märtin i pozostawił żonę oraz czworo dzieci”. Innego razu z fosy wyciągnięto ciało mężczyzny, prawdopodobnie jednego z licznych gapiów, którzy masowo podziwiali dramat, z jakim mierzyło się nadodrzańskie miasto. Świadkowie donosili o wielokrotnie słyszanych wołaniach o pomoc. Co ciekawe, dziennikarze zwracali uwagę, że odgłosy te często mylono z głośnym – „podobnym do ludzkich” krzykiem łabędzi. Gazety donosiły jednak również o szczęśliwszych przypadkach: „Wczoraj wieczorem niedaleko mostu Piaskowego znaleziono dziecko leżące w kołysce, które prawdopodobnie zostało tu zmyte z jednej z zalanych wiosek”.
Przez kilka dni Wrocław i okoliczne miejscowości musiały przestawić się na całkiem nowy sposób funkcjonowania. Komunikacja była w wielu miejscach niemożliwa. Transporty odbywały się drogą wodną albo kombinowaną. Pocztę przywożono statkami, po czym przeładowywano dopiero do powozów, które kursowały po niezalanych szosach. Jeden z takich punktów przeładunkowych znajdował się za Różanką. Tu wielu mieszkańców oczekiwało statków. Podobnie dostarczano jedzenie i inne towary, których zresztą ceny znacznie wzrosły. Straty w płodach rolnych były bowiem olbrzymie. Na wyżej położonych terenach, które tworzyły niewielkie wysepki pośród ogromu wód można było dostrzec nieco uratowanego zboża. Konie, bydło i inne zwierzęta także znalazły w takich miejscach bezpieczne schronienie.
Zawiązany został Komitet Pomocy Poszkodowanym we Wrocławiu i Okolicach, w którego skład weszli m.in. urzędnicy, bankierzy, przedsiębiorcy czy właściciele ziemscy. Zbierano zarówno pieniądze, jak i dary dla powodzian: przede wszystkim ubrania oraz żywność, które dostarczano do zalanych rejonów łodziami. Pomoc popłynęła m.in. do Rakowca, Siedlca, Bierdzan, Mokrego Dworu, Opatowic, Bartoszowic, Szczytnik, Dąbia, Zalesia, Biskupina czy Kleczkowa.
Dnia 26 sierpnia poziom wody wyraźnie opadł. Obszar zalania cofał się. Wrocławianie ruszyli na wycieczki oglądać podtopione tereny. Brakowało wody pitnej, gdyż studnie zostały zalane. Spore uszkodzenia doznała Promenada Staromiejska wzdłuż fosy oraz przerzucone przez nią mosty, m.in. w ciągu ul. Świdnickiej oraz Sakwowej (czyli obecnej ul. Piotra Skargi).
dr Tomasz Sielicki
Źródła:
„Breslauer Zeitung” 1854;
Maciej Łagiewski, Mosty Wrocławia, Wrocław 2004;